Dawno nie pisałam, bo nie miałam o czym, ale nade wszystko nie miałam nastroju. Tato wyjechał, wróciła szara monotonia, rzuciłam się w wir nauki i co raz częściej dochodzę do wniosku, że nic a nic nie umiem. Ale ja nie o tym.
Dzisiejszy dzień jest co najmniej dziwny. Rano (no jak dla kogo), około 8.40 jadę sobie do szkoły. Korek taki, że większego w naszym małym mieście dawno nie widziałam (remontują drogę wylotową). Rząd samochodów, a przede mną gość puszcza kierowców próbujących wyjechać z bocznej uliczki. Ok, sama dobrze wiem, jak to jest stać 10 min bezskutecznie próbując włączyć się do ruchu. A że i tak poruszaliśmy się w żółwim tempie, to dodatkowy samochód nikomu nie robił różnicy. A jednak.. Przyszła moja kolej i stwierdziłam, że ‘odwdzięczę się’ tym, którzy mnie też nie raz puszczają. Ale komuś za mną się to nie spodobało. Ledwo zdążyłam puścić jeden, jeden! samochód a za mną rozległo się trąbienie i w lusterku widziałam zbulwersowaną minę jakiegoś idioty. Życzę mu z całego serca, aby kiedyś utknął w pierońskim korku i żeby nikt a nikt go nie puścił, żeby spóźnił się do pracy i szef go zwolnił. Takich ludzi nie powinno się wpuszczać na ulicę. Poza tym nie rozumiem.. Skoro wiem, że mam na daną godzinę gdzieś być to biorę poprawkę na korki, ewentualny wypadek, remont drogi, etc i wyjeżdżam 15 min wcześniej i zawsze jestem na czas. Jadę wtedy spokojnie, nie psując też i innym kierowcom humorów. Każdy się gdzieś spieszy, każdy chce gdzieś dotrzeć na czas, ale są szczególne jednostki, które w chamski sposób to manifestują. Miałam ochotę wystawić mu środkowy palec przez szybę, ale stwierdziłam, że głupiemu trzeba ustąpić, nie chciałam wstydu na środku miasta.
Druga sytuacja, jak już wyszłam ze szkoły i szłam do samochodu. Widziałam i słyszałam tylko, jak kierowcy trąbili na jednego przed nimi, bo…nie w porę wyjechał na główną “tamując” ruch. Ręce opadają jak się widzi coś takiego. Brak jakiejkolwiek kultury, ale sądzę, że nie to jest problemem. Problemem jest pośpiech za nie wiadomo czym, do pracy, do szkoły, za pieniędzmi, na spotkanie, na obiad do domu. (Tutaj przypomina mi się sytuacja zasłyszana na kursie prawa jazdy. Zdarzenie miało miejsce na skrzyżowaniu nieopodal mojego domu. Młody kierowca, widać jeszcze niezbyt wprawiony w jeździe próbował włączyć się do ruchu. Ale każdy nowy kierowca wie, jak to jest. Każdy nadjeżdżający samochód wydaje się być bardzo blisko i strach wyjechać. Ale ‘gdzie się człowiek spieszy…’, tak więc lepiej na początku trochę wolniej, spokojniej, ostrożniej. Ale gościowi za nim się to nie spodobało i zaczął przeciągle trąbić. Młodemu najwidoczniej puściły nerwy – mi by też puściły- wysiadł z auta, podszedł do gościa za nim, otworzył drzwi i zasadził mu soczystego sierpowego. Po czym zamknął drzwi, wsiadł do siebie i spokojnie pojechał. Ponoć gość, który wcześniej na niego usilnie trąbił został zdziwiony i odeszła mu ochota na dalsze dawanie koncertów swoim klaksonem. Osobiście pochwalam Młodego. Gdybym była świadkiem takiego wydarzenia zaczęłabym bić mu brawo).
A teraz ostatnia sytuacja z dzisiejszego dnia, która kompletnie mnie rozbroiła. Dojechałam do przejścia dla pieszych, zatrzymałam się z wiadomych powodów i czekam, aż wszyscy przejdą. Aż tu nagle na ulicę wychodzi starsza pani o lasce, w czarnych okularach. Najpierw stanęła na środku jednego pasa, potem na środku ulicy, a na koniec tuż przed krawężnikiem. Na każdym ‘przystanku’ stała, obracała się dookoła, rozglądała i szła dalej. Nie wiem, co to miało na celu, ale w pewnym momencie myślałam, że już nie przejdzie na drugą stronę.
Ludzie są dziwni, bardzo dziwni. A mnie dopada wiosenno-maturalna chandra.