Kolejne święta i…nie ma się czym chwalić. Ale wbrew temu co mogłoby się wydawać, humor mi dopisuje. Bo mam do wyboru usiąść i rozpaczać myśląc o tym, że kolejne święta bez taty, weekend majowy zleci mi nad książkami i matury mam aż do 23 maja, albo mogę się śmiać z niczego udając pomyloną. Zdecydowanie wybieram drugą opcję.
Ja właściwie nie o tym (nader często piszę tak w postach, wiem). Zawsze, jak przychodzą święta i siedzę z Mamą w kuchni nad plackami i sałatkami nachodzi mnie na wspomnienia. Tym razem do głowy przyszła mi ciekawa myśl. Próbowałam za wszelką cenę rozwikłać moją zagadkę, ale mi się niestety nie udało. Czy mieliście kiedyś tak, że próbowaliście sobie za wszelką cenę przypomnieć własne odbicie w lustrze z dzieciństwa? Bo ja właśnie całe popołudnie siekając sałatki zastanawiałam się nad tym, jak wyglądałam mając te 4 latka przykładowo. Jestem w stanie szczegółowo opisać wielkie lustro w przedpokoju u dziadków. Każdą najdrobniejszą widniejącą na nim ryskę (to było dość stare i zabytkowe lustro), mogę dokładnie opowiedzieć, jak wyglądała pani widniejąca na naklejce na tym lustrze. Swoją drogą to była bardzo zastanawiająca naklejka. Jako że byłam małe stworzenie, to jeszcze nie wiedziałam, że różny kąt patrzenia powoduje to, że owa pani mrugała do mnie okiem. Szczerze mówiąc na początku bałam się. No właśnie, spędzałam długie godziny wpatrując się w to lustro a siebie nie pamiętam. Jakbym była małym wampirkiem, który się nie odbija w lustrze. Podobnie z lustrem w łazience. Uwielbiałam bawić się w łazience, udawać, że się golę do lustra, jak dziadziu, więc spędzałam przed owym lustrem dużo czasu. Ale najbardziej zastanawiające jest to, że byłam w stanie zapamiętać, mając 2-3 latka, jak babcia uczyła kuzynkę przy stole w stołowym. Rzadko się zdarza, że tak małe dziecko ma wspomnienia, a jednak. Pamiętam jeszcze, że trochę mój chód był niestabilny, a jednak zadzierałam dzielnie główkę do góry i przysłuchiwałam się temu, co mówi babcia. A swojego odbicia w lustrze nadal nie pamiętam. Ktoś pomyśli, że zgłupiałam, ale zastanawia mnie to bardzo.
A teraz odbiegając konkretnie od tematu lustra, jakoś tak wzięło mnie na resztę wspominek. Przed oczami mam wielką szufladę z mnóstwem zabawek, nasze “bazy” a pokoju robione w foteli, łóżek, kocyków, poduszek i całego mnóstwa innych, różnych rzeczy, pamiętam, jak godzinami przesiadywałam z kolegami na czubku drzewa zajadając się papierówkami, albo wspinałam się po trudno dostępnej wiśni. Brakuje mi tych czasów i chodzenia po drzewach. Teraz to nawet nie ma gdzie chodzić, wszystkie moje ukochane drzewa dawno wycięli, trawniki zabetonowali, wybudowali biedronkę, rozwalili stary piec, w którym była nasza kryjówka. Pole na którym graliśmy w baseball dawno przykrył parking samochodowy. Ja mam piękne wspomnienia z dzieciństwa, a co będą wspominać moje dzieci? Betonowy świat, ekstra telefony komórkowe i komputery? Żal mi przyszłych pokoleń. Będą…upośledzone emocjonalnie, bo inaczej nie da się tego nazwać. Co ich nauczy wrażliwości? Przepełnione okrucieństwem gry komputerowe? Dawniej grzebało się martwe ptaki, opiekowało się rannymi psami, czy zagłodzonymi kotami, a teraz? Jeszcze pogonią kota, skopią psa i tyle. Czasami dochodzę do wniosku, że nie chcę mieć dzieci. Bo co z tego, że będę złotą mamą, mój mąż będzie idealnym ojcem, jak i tak środowisko, w którym moje dzieci będą przebywały większość czasu, sprowadzi je na złą drogę. Nie przesadzam, widzę, jak jest. Mieszkam na osiedlu i widzę, słyszę, wiem, co się dzieję. Poza tym, gdzieś, ktoś kiedyś stwierdził, że jak dawniej dziecko spadło z huśtawki to wstało, otrzepało się, trochę popłakało i tyle, a teraz rodzice będą mieli od razu sąd rodzinny nad głową za znęcanie się nad dzieckiem.
Oczywiście poniosło mnie i rozpisałam się, ale co więcej mogę? Popisać sobie, pożalić się i tyle.
Mmm czuję, że placek się już chyba upiekł. Lecę sprawdzić.