Dawno nie poruszałam tego typu tematów na blogu. I w sumie nieco za tym zatęskniłam, bo dlaczego na siłę mam pisać o czymś innym, skoro często mam ochotę pisać właśnie o takich rzeczach. Od razu na wstępie zaznaczam, że nie mówię swingowaniu kategorycznie ‘nie’. Znam życie i wiem, że coś co dzisiaj wydaje mi się niedorzeczne i okropne, za pół roku, rok, czy nawet kilka miesięcy może mi się wydać całkiem przystępne. Póki co nie rozumiem swingersów. Nie rozumiem do końca motywów ich postępowania, a przede wszystkim braku obaw o własne zdrowie i życie. Nie jestem specjalistką w tym temacie. Ot kilka miesięcy temu się o tym dowiedziałam, nie wiem nawet czy nie za sprawą Kuby. Zaczęłam nieco o tym czytać i interesować się tym w takim sensie, że chciałam poznać pobudki, dla których ludzie to robią. Za jedno podziwiam takie osoby – bezgraniczne zaufanie, jakim darzą swoich partnerów, ale przede wszystkim poczucie własnej wartości. Bo jednak trzeba być cholernie pewnym siebie, żeby robić coś takiego.
Mnie do tego nie ciągnie. Na samą myśl, że miałabym dzielić się sobą i Kubą z innymi osobami, robi mi się po prostu niedobrze. Nie chodzi o zazdrość, tylko o godność i szacunek do własnego ciała. Nie chcę nikogo oceniać, ale mnie takie zabawy nie odpowiadają. Zbiorowe orgie, wymiana partnerów, trójkąty – koszmar. Jednak człowiek jest w stanie przezwyciężyć niemalże wszystko, nawet własny wstyd, ale jest jedna rzecz, która zawsze będzie mnie przed tym ‘bronić’ – obawa o własne zdrowie. Czytałam gdzieś, że swingersi są największą grupą ludzi (większą nawet niż prostytutki i homoseksualiści) narażoną na różnego rodzaju choroby. Bo ciężko jest wierzyć w uczciwość wszystkich, z którymi organizuje się orgie. Seks uzależnia, więc dlaczego ktoś, kim kieruje dzikie pożądanie, ma się wycofać ze swingowania, ‘tylko’ dlatego, że jest chory? Czy ktoś tak naprawdę martwi się o nasze zdrowie? Nie mówię, że nie ma uczciwych ludzi, ale wystarczy chociażby jedna nieuczciwa, żeby nas zarazić.
Nie jestem przeciwna eksperymentowaniu, wręcz przeciwnie. Ale póki co owe eksperymenty nie wychodzą poza naszą (moją i Kuby) ’sypialnię’ i chciałabym, żeby tak pozostało. Wystarczy Kuby wyobraźnia i moje zaangażowanie, żeby było ciekawie.

Czasami czytając o kolejnych ‘nowościach’ – homoseksualiści, swingersi, etc. zastanawiam się, jak będzie wyglądał świat za kilkadziesiąt lat. Szerzy się tolerancja, a wraz z nią związki homoseksualne, wyuzdanie, adopcja dzieci przez lesbijki, czy gejów (z czym osobiście się nie zgadzam i wiem, że tego nigdy nie zaakceptuję!), co będzie kolejne? W niektórych krajach dzieci nie mogą mówić w miejscach publicznych do swoich rodziców ‘tato’, ‘mamo’, bo to narusza prawa osób homoseksualnych! A co w takim razie z prawami szczęśliwych rodziców, którzy nie mogą publicznie cieszyć się swoją Pociechą?

Najzwyczajniej w świecie walcząc o prawa mniejszości naruszamy prawa większości, a chyba nie tak powinno być.