Od przeszło trzech dni męska część naszego ‘plemienia’ (czyli z polskiego na nasze, faceci z naszej grupy ścisłych znajomych) intensywnie pracuje nad pewnym projektem. Ale jako że ów projekt nie jest, w moim zamiarze, głównym tematem dzisiejszego posta, ponadto nie mam zgody na publikację szczegółów z nim związanych, tak więc nie będę się nad nim skupiać. Chodzi o to, iż intensywnie pracując nad tym czymś u kolegi dwa dni temu tak się złożyło, że i ja się tam znalazłam. Obiecałam siedzieć cicho i nie przeszkadzać, a że znam siebie i wiem, ze długo w spokoju bez zajęcia nie wytrzymam, tak więc zaczęłam czytać książkę, którą wygrzebałam na półce. Po przeczytaniu kilku stron kolega rzucił mi magazyn ze słowami, iż jest on bardzo interesujący. Bez namysłu zaczęłam przewracać kartki aż natrafiłam artykuł o ciekawym tytule, którego niestety dokładnie nie pamiętam: ‘Zapisać demony na śmierć…’, czy coś w ten deseń.

Właściwie nie wyczytałam tam nic odkrywczego. Od dawna podświadomie czułam, że mój organizm, dusza, umysł tego potrzebują. Potrzebują spisania własnych emocji, uczuć, przeżyć, zdarzeń. Takie ‘wylewanie’ z siebie pewnych treści oczyszcza ciało i umysł. Pozwala pozbyć się lęków, w pewien sposób rozwiązuje problemy. W owym artykule podali nawet pewne statystyki po przeprowadzeniu eksperymentu. Ponoć osoby, które regularnie spisują swoje przeżycia mają np. większą szansę znalezienia pracy, pozbycia się kompleksów, etc. Jestem nieco sceptycznie nastawiona aż do tak daleko posuniętych twierdzeń, jednakże cień prawdy musi w tym być. Sama niejednokrotnie wylewałam na blogu swoje żale, bo czułam, że tego potrzebuję. Później zaś pisałam, że poprzednie ‘zwierzenia’ mi pomogły. Zrozumiałam pewne rzeczy, ułożyłam je sobie w głowie.

Nie ma w tym nic dziwnego. Wszak czy jest coś lepszego od najzwyczajniejszego w świecie obgadania problemu, przewałkowania go na wszystkie strony? Raczej nie. Czasami jednak nie ma z kim porozmawiać. A nawet jeśli jest, to paraliżuje nas strach, wstyd. Wstyd przed bliską osobą. Obawa, że przez nasze problemy będziemy inaczej postrzegani. Niestety ja tak mam. Duszę w sobie silną potrzebę wygadania traum z dzieciństwa, okropnych przeżyć, które ciążą mi teraz na psychice. Jednakże nie mogę zdobyć się na odwagę i nie mogę znaleźć osoby, której mogłabym to powiedzieć.
Kiedyś, w przypływie emocji, wypłakałam część Kubie w rękaw. Jednakże tylko część. Wciąż blokuje mnie strach przed tym, że zacznie wątpić w moje zdrowie psychiczne i przestraszy się. To chore – wiem. Może sama stwarzam sobie ten problem. Wciąż jednak dojrzewam do tego by to z siebie wyrzucić. Może kiedyś mi się uda.